Przynajmniej tak do połowy, a wtedy zaczyna dominować powaga. To przygotowanie gruntu pod Little Big Horn. Filmowa bitwa, poza nazwiskami, datą i wynikiem, nie ma nic wspólnego z historią. W ogóle sporo uproszczeń, bajeczek, ale dobrze się to ogląda. Na uwagę zasługuje muzyka idealnie podkreślająca nastrój scen, a gromy powinny polecieć za to, co zrobili z California Joe. Jeśli szuka się faktów, efekt będzie mizerny, jeśli rozrywki, z mocno przymkniętym okiem, to powinno się udać. Swoją drogą, kto ciekaw naprawdę poznać Custera, polecam ostatnio wydane "Życie na Równinach" wydawnictwa Tipi.