Jeśli się nie mylę, to był to dziewiąty wspólny film Olivii i Errola i ostatni zarazem. Film patetyczny. Ponoć nieco przeinacza historię-nie mam na ten temat wiedzy, ale w opinii wielu główny bohater został tutaj zanadto gloryfikowany. Oczywiście, dla większej atrakcji, film pokazuje historię miłości walecznego żołnierza do pięknej damy, potem jego żony. Szczególnie naciągana jest scena pożegnania dwójki głównych bohaterów. Ona przeczuwa, że już się nie zobaczą. On zresztą też, ale się do tego nie przyznaje. Niby schematyczne-w bardzo wielu filmach z tamtych czasów widziano podobne sceny. A jednak-jest coś, co czyni ten film wyjątkowym. To na pewno kreacje aktorskie de Havilland, jak zawsze bardzo subtelnej, nawet w niewymagającej zbyt wiele roli, oraz niedocenionego za życia Errola Flynna. Do tego sprawna reżyseria kumpla Flynna, a poza tym-dobrego twórcy. No i jak jeszcze dodać tę muzykę Maxa Steinera... No to już wszystko powinniście wiedzieć. :)