Zaczyna się świetnie, głównie ze względu na atmosferę miejsca akcji- "nigdzie" na środku pustyni, wszechobecny piasek, centrum beznadziei. Potem poznajemy bohaterów niebanalnie nakreślonych i dopiero gdy pojawiają się gangsterzy zdajemy sobie sprawę że postaci są zwyczajnie przerysowane. Śmieszyło mnie zastawienie ze sobą inteligenta który opowiada non stop pseudo filozoficzne bzdety, gadatliwego dziadka który wspomina czasy dzikiego zachodu, złego gangstera z groźną miną, młodej artystki która żyje w świecie marzeń, nieszczęśliwych milionerów, super odważnego futbolisty i właściciela stacji wielkiego patrioty. Można było tak różnorodne postaci wykorzystać w ciekawy sposób, a tutaj kłótnie między nimi wyglądają tak idiotycznie że chce się śmiać. Alan Squier wykładający nam filozofię życia jest żałosny, Bogart mimo że stworzył tu kreację która wpłynęła na jego przyszłe role wygląda zabawnie trzymając ręce wciąż w jednej pozycji jakby były sparaliżowane. Strzelanina na końcu to jeden wielki chaos, a zakończenie wydaje mi się zwyczajnie głupie. Może to wszystko sprawdzało się jako sztuka, ale jako film wygląda mizernie. Skamieniały las ma oczywiście swoje plusy, jak choćby muzyka, zdjęcia czy klimat, ale film to zaledwie średni i absurdalny.